Nasz Drugi Syn!
Byłam gotowa.
Pamiętam doskonale ten koniec grudnia 2016. Męczące dolegliwości, które zwiastować miały rychły poród ustąpiły w momencie wybicia godziny zero rozpoczynającej Nowy Rok. Nagły przypływ mocy, nagłe pragnienie trzymania w ramionach Nowego Życia, chociaż do porodu książkowo jeszcze 13 dni. Chciałam zaskoczenia, chciałam uszczęśliwić męża i obdarować go najpiękniejszym z możliwych prezentów w dniu jego urodzin - 1 stycznia. Ktoś tu miał inny plan!
Pamiętam doskonale ten koniec grudnia 2016. Męczące dolegliwości, które zwiastować miały rychły poród ustąpiły w momencie wybicia godziny zero rozpoczynającej Nowy Rok. Nagły przypływ mocy, nagłe pragnienie trzymania w ramionach Nowego Życia, chociaż do porodu książkowo jeszcze 13 dni. Chciałam zaskoczenia, chciałam uszczęśliwić męża i obdarować go najpiękniejszym z możliwych prezentów w dniu jego urodzin - 1 stycznia. Ktoś tu miał inny plan!
Wtorkowe KTG.
Skurcze 2,
brzuszek wysoko - nic nie wskazuje porodu.
Jedno pytanie do mojego lekarza: "czy jutro dyżur?"
Jedna odpowiedź: "coś Pani planuje?"
Środa.
4 Styczeń.
Noc.
Wiatr wiał nie pozwalając na spokojny sen. Nie spałam. W myślach kotłowały się te same myśli: cudownie byłoby gdyby poród wyglądał tak, jak pierwszy. I gdy tej nocy o 3:30 próbowałam przekręcić się ze swoim pokaźnym brzuchem z boku na plecy stało się - poczułam znajome ciepło.
Euforia! Dosłownie... Historia jakby chciała się powtórzyć. Mimowolnie powtarzaliśmy te same zwroty, które z rozbawieniem wspominaliśmy po porodzie Oliwierka. Znów z uśmiechem wjechaliśmy do szpitala, dumnie przekroczyliśmy drzwi położnictwa a potem porodówki. Skurczy brak.
Położyliśmy się, wstaliśmy... z rana pojawiły się bóle ale uśmiech nam z twarzy nie schodził. Czekaliśmy na więcej. Mnóstwo ciepłych słów, żarty tak totalnie oderwane od rzeczywistości... kilka chwil spędzonych nad wyborem imienia.
13:00
Kroplówka.
Kilka potężniejszych skurczy, po których uśmiech powoli schodził z twarzy i...
ten cudowny OBŁĘDNY moment,
ta ulga i euforia sięgająca zenitu...
Morze wylanych łez.
Nieopisane szczęście!
Słowa 'dziekuje' wypływały z naszych ust mimowolnie, a przecież żadne tak naprawdę nie wyobrazi tej prawdziwej wdzięczności...
Z tego miejsca muszę Wam powiedzieć, że jedno jest w porodzie ważne: podejście! Nie traktujmy go jak przykrego przymusu, kojarzonego jedynie z bólem. To tak piękny moment, tak cudowna chwila warta każdej jednostki bólu... To przełom w Waszym życiu! Najcudowniejszy przełom! Jeśli tylko możecie - cieszcie się każdym nadchodzącym bólem, który przybliża Was do nieograniczonego szczęścia. Z pozytywną energią zdecydowanie łatwiej! Zawsze ❤
I piszę to do Was, Kochani Moi, jeszcze z murów położnictwa. Nasz pobyt nieco się przedłuża ale wierzę, że już niebawem przekroczymy próg naszego domu. W tej chwili usycham z tęsknoty za Olim... Ale już niedługo...
z pozdrowieniami,
Najszczęśliwsza Matka na Świecie!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz